63% Polaków nie przeczytało w zeszłym roku żadnej książki. Też mi coś. Przecież to ich prywatna sprawa co robią w wolnym czasie. Jest mnóstwo form rozrywki – sport, gry komputerowe, filmy, seriale, podróże, muzea, czemu akurat o książki jest taki hałas?
Przecież wszyscy coś czytają
Chociażby posty na fejsie, albo artykuły na Onecie albo gazeciepeel. Krótkie notki prasowe przekazujące tylko esencję wydarzeń w ciągu dnia przecież nie mają trzech stron tekstu, a dostarczają informacji. W czym czytanie newsów, czy nawet krótkich artykułów prasowych jest gorsze od czytania książek?
Po pierwsze – długie teksty wymagają skupienia. W czasie, kiedy powszechne jest zjawisko FOMO („Fear of Missing Out”), które generuje potrzebę bycia cały czas na bieżąco ze wszystkimi istotnymi wydarzeniami dziejącymi się na świecie i u znajomych, bardzo trudno skupić się na jednej rzeczy na dłuższy czas. Facebook nauczył nas szybkiego przeglądania informacji, pobieżnie przewijamy informacje na wallu czytając tylko nagłówki, w które i tak nie opłaca się klikać, bo za chwilę się zmienią, a poza tym w dobie post-prawdy i tak nie wiadomo, co z tego wszystkiego jest warte naszej uwagi, więc dzielimy tę uwagę pomiędzy wszystko po trochu. Zostawienie „lajka” jest szybkie i bezrefleksyjne. W odpowiedzi na tę szybkość i pobieżność w odbieraniu świata w Internecie, pojawiło się mnóstwo sposobów na to jak uzyskać produktywność, jak uspokoić myśli, jak się skupić na wykonywaniu jednej czynności od początku do końca, kiedy dookoła jest mnóstwo różnych rozpraszaczy. Przeważnie receptą na nadmiar bodźców jest odłączenie się od technologii i medytacja, albo właśnie czytanie książek. Z książki nie wyskakują powiadomienia komentarzach. Postanowienie o czytaniu książki przynajmniej 20 minut dziennie wyrabia nawyk skupiania się na wykonywaniu jednej czynności.
Czytanie książek poprawia nie tylko koncentrację, ale też rozwija umysł, rozwija empatię, kreatywność, słownictwo. Czytając książki uczymy się skomplikowanych relacji, jakie mogą zachodzić między osobami. Jeżeli znamy jakieś sytuacje z książki, to potrafimy na nie lepiej zareagować, jeżeli podobne przytrafią się nam w codziennym życiu. Dzięki beletrystyce lepiej rozumiemy motywacje i postawy osób, które mają inny styl życia niż my (to się nazywa empatia). Książki pozwalają wejść w relacje o wiele bardziej skomplikowane niż jakikolwiek film, serial czy gra komputerowa. Wyobraźnia, jaka automatycznie otwiera się kiedy czytamy jest nieporównywalna z jakąkolwiek filmową adaptacją – dlatego przeważnie filmy nie spełniają oczekiwań czytelników książkowych pierwowzorów. Dzięki czytaniu rozwija się nasze krytyczne myślenie, czyli po prostu trudniej łykamy propagandę. Więcej pamiętamy i możemy przypominać politykom ich obietnice i przyłapywać ich na kłamstwie.
I można by tak wymieniać dłuuugo, dodając, że czytanie ogranicza demencję, ale to wszystko są korzyści dla nas jako czytających. Więc czemu mamy się przejmować tymi książkowymi ignorantami, którzy po prostu nie chcą czytać? Czy warto ich zmuszać? Czy warto się cieszyć, że jesteśmy w elitarnej książkowej niszy i może nawet lepiej, że ta nisza jest coraz mniejsza?
Czy chcesz żyć w kraju, w którym nie czyta się książek?
Otóż co roku wszyscy lamentują nad stanem czytelnictwa nie tylko dlatego, że to wywołuje kliknięcia moli książkowych, którzy wylewają krokodyle łzy, jednocześnie chełpiąc się swoją elitarnością. Lament jest w pełni uzasadniony, bo czytanie to czynność społeczna. Tak, tak, czytanie ma wpływ na to w jakim społeczeństwie żyjemy.
Zaczynając od oczywistości – czytanie uczy krytycznego myślenia, czyli czytającym trudniej jest wcisnąć kit. Ta zależność ma oczywisty wpływ na politykę, która ma wpływ na życie i tu chyba nie ma wątpliwości.
Czytanie rozwija empatię, a tym samym zaufanie do innych ludzi. Powszechne czytanie wpływa na powstanie społeczeństwa obywatelskiego, czyli takiego, które potrafi ze sobą dyskutować i współdziałać.
Co oczywiste, czytanie to obcowanie z kulturą, osoby czytające częściej korzystają też z innych form obcowania z tzw. kulturą wysoką, czyli częściej chodzą do teatru czy muzeów. A więc czytanie powoduje rozwój kultury wysokiej w innych dziedzinach niż literatura.
No i najbardziej namacalny społeczny efekt czytelnictwa – poziom czytelnictwa jest skorelowany z wysokością PKB i innowacyjnością gospodarki. Według raportu Eurostatu z zeszłego roku Polska znajduje się w ogonie państw o średnim poziomie innowacyjności. Jesteśmy na 28 miejscu w zestawieniu wszystkich państw w Europie, z wynikiem dużo poniżej średniej. Oczywiście, nieczytanie nie jest jedynym powodem tej słabości, ale jest jedną ze składowych, zaraz obok niskich nakładów finansowych na innowacje i niskiego poziomu nauczania (na co zwracają uwagę autorzy raportu).
Czytelnictwo wpływa również na powstawanie i rozwój tak zwanej „klasy kreatywnej”. Jest to pojęcie ukute przez ekonomistę i socjologa Richarda Floridę, który uważa, że to kreatywność jest siłą napędową miast epoki postindustrialnej. Teorie Floridy wywołują kontrowersje, ale łatwo zauważyć, że wykonywanie prostych czynności bardzo często przejmują maszyny, co widać chociażby po samoobsługowych kasach w supermarketach, nie mówiąc już o autonomicznych samochodach, które być może w przyszłości odbiorą chleb taksówkarzom.
Jak powiedział Grzegorz Gauden w wywiadzie z Katarzyną Tubylewicz: „Jeżeli Polacy nie zaczną czytać, Polska przegra konkurencję w Europie i będziemy tu do końca świata skręcać meble i lodówki”.
Dlatego warto przejmować się stanem czytelnictwa jeżeli nie uśmiecha nam się życie w kraju, którym rządzą populiści, społeczeństwo jest nieufne, mało kulturalne, a przyrost PKB generują montownie sprzętu.
Jeżeli jeszcze nie jesteście co do tego przekonani, to polecam artykuły na temat korelacji sukcesu ekonomicznego i czytelnictwa: http://forsal.pl/drukowanie/854025
https://badzbogatszy.onet.pl/artykuly/chcesz-byc-bogatszy-czytaj.html
http://businessinsider.com.pl/technologie/miejsce-polski-w-unijnym-rankingu-innowacyjnosci/zdskl4f
A co jest naprawdę przerażające w raporcie o stanie czytelnictwa?
Wyniki mogą być zawyżone.
37% Polaków deklaruje, że przeczytało przynajmniej jedną książkę w zeszłym roku. 10% przeczytało więcej niż 7 książek. Ale tylko 45% spośród osób deklarujących przeczytanie przynajmniej 7 książek rocznie potrafiło wymienić 3 tytuły przeczytane w ostatnim roku… Czy czytelnictwo jest w przypadku pozostałych 55% tylko pustą deklaracją? Być może te osoby po prostu zapomniały tytułu tych książek, ale przypomniałyby je sobie gdyby spojrzały na półkę z książkami i mogły powiedzieć – „O! To ostatnio przeczytałam!”. Ja też nie pamiętam wszystkich tytułów przeczytanych książek. Jednak to, że prawie połowa respondentów nie wymieniła mniej niż połowy przeczytanych książek jest zastanawiające.
W 22% domów nie ma ani jednej książki.
Brak książek staje się powszechną praktyką, a nie powodem do wstydu. W 2014 – 16%, 2015 – 19% – liczba domów bez książek cały czas rośnie. To pokazuje, że książka nie jest już symbolem pozycji społecznej.
Największy wpływ na nawyki czytelnicze ma otoczenie. Czytają otoczeni przez czytających, a nie czytają ci, którzy nie mają w swoim otoczeniu czytelników. Stąd być może zdziwienie wynikami raportu i komentarze typu: „to niemożliwe! Przecież znam mnóstwo osób, które czytają książki, a w księgarni zawsze stoję w kolejce!”. Niestety, z „nie czytelnikami” tworzymy dwie rzadko spotykające się grupy.
O 42% w ciągu 15 lat spadła liczba czytających kierowników i specjalistów.
Dziś ledwie 56% osób z tej grupy przeczytało minimum jedną książkę w ciągu zeszłego roku. 34% kierowników nie przeczytało żadnego tekstu związanego ze swoją pracą, co oznacza, że jest to spora grupa osób na najwyższych szczeblach kariery, która nie rozwija swoich kompetencji zawodowych przez czytanie. A jednak chyba większość wiedzy cały czas kryje się w tekstach – artykułach z prasy branżowej (też tych publikowanych w internecie) i książkach naukowych i specjalistycznych. Przytoczę cytat z raportu:
„Skoro bowiem kierownicy i specjaliści są najsilniej związani z informacją i wiedzą jako towarami, skoro są forpocztą społeczeństwa informacyjnego, skoro to oni zlecają zadania pracownikom, oceniają ich postępowanie i podejmują decyzje kształtujące w znacznej mierze życia pozostałej części społeczeństwa, ich zaangażowanie w kulturę jest probierzem przekształceń całej kultury. Grupa kierowników i specjalistów jest bowiem w najwyższym stopniu związana z przetwarzaniem informacji, wyznaczaniem kierunków zorganizowanego działania, organizowaniem debaty publicznej, wreszcie z budowaniem innowacyjnej gospodarki.”
Nie wiem jak Was, ale mnie to przeraża.
Jak poprawić ten stan?
Moim zdaniem warto zainwestować trochę w przekształcenie bibliotek.
Architektura wpływa na nasze zachowanie, więc można ukształtować architekturę biblioteki tak żeby sprzyjała przypadkowym odwiedzinom.
Liczba osób korzystająca z bibliotek publicznych stale się zmniejsza, według raportu jest to tylko 13% społeczeństwa (w ubiegłorocznym raporcie było 17%, a w 2012 – 21%).
Trudno się dziwić, biblioteki publiczne często nie są zbyt zachęcające. W miejscowości, z której pochodzę, biblioteka była małym, obleśnym pomieszczeniem, w którym śmierdziało stęchlizną i wszystko było stare, do tego było trudno dostępne – pomieszczenie znajdowało się na piętrze, nie było go widać z poziomu przechodnia. Takie miejsca są w stanie przyciągnąć jedynie wytrawnych czytelników i raczej nie zachęcą do kontaktu z książką kogoś, kto nie czyta. A szkoda.
Raport mówi, że przyciągnięcie osób nieczytających do bibliotek i zachęcenie ich do czytania jest nierealne. Moim zdaniem to jest prawda tylko połowicznie, bo do takich bibliotek jakie mamy trudno jest przyciągnąć szersze grono niż tylko samych czytelników. Jednak jeśli rozszerzy się formuła biblioteki, rozszerzy się też grono jej odbiorców. Biblioteka nie powinna być odrębnym bytem przeznaczonym dla moli książkowych, tylko centrum kultury, także tej rozrywkowej, miejscem spędzania wolnego czasu, oglądania filmów, picia kawy, spotkań z ciekawymi ludźmi, w którym także można znaleźć odosobnione spokojne miejsce do zatopienia się w lekturze. A kiedy wszystkie te aktywności dzieją się w otoczeniu książek łatwo jest po nie sięgnąć.
Po drugie – nie piętnować literatury popularnej.
Według raportu najpopularniejsi autorzy to Sienkiewicz i E. L. James – i dobrze. To, że wykreujemy się na wyrafinowanego hipstera, który tak marnej literatury nawet kijem nie tyka, nie zrobi dobrze dla upowszechnienia czytelnictwa. A prawda jest taka, że „50 twarzy Greya” jest pozycją, która rozpętała w ostatnich latach chyba najszerszą dyskusję o literaturze w Polsce, kraju, gdzie książki uważa się za nudną i snobistyczną formę spędzania czasu.
Jeżeli ktoś nie czyta, to nie zacznie od „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk, tak samo jak nauki gry na fortepianie nie zaczyna się od wzięcia udziału w konkursie chopinowskim. Czytanie każdej pozycji rozwija, jeżeli nie słownictwo to choćby koncentrację i warto wspierać każdą formę obcowania z dłuższym tekstem.
Po trzecie – jak zwykle wszystko zaczyna się i kończy na edukacji.
Nie będę się rozwodzić nad tym tematem, bo wszyscy wiemy jak jest. Z tegorocznego raportu wynika, że najwięcej czytamy kiedy jesteśmy uczniami, kiedy kończy się spis lektur obowiązkowych – przestajemy czytać. Szkoła nie uczy samodzielnego sięgania po lekturę, fajnie gdyby kiedyś zaczęła to robić.
Jeżeli macie jakieś refleksje, opinie, sposoby jak radzić sobie z niskim poziomem czytelnictwa – dajcie znać w komentarzu, ten temat leży mi na sercu, więc chętnie podyskutuję. A jeżeli dobrnęliście do tego momentu to przeczytaliście już 1667 wyrazów, czyli z waszym skupieniem się na lekturze jest bardzo dobrze, gratuluję (i dziękuję, że dobrnęliście do końca mojego marudzenia)!
A cały raport o stanie czytelnictwa znajdziecie tutaj.