Z pewnym poślizgiem dotarła do nas zima, która wygląda jak zima, ze śniegiem, a nie tylko mrozem. Jestem wielką fanką takiej białej aury, chociaż raczej jest to przyjaźń na odległość. Lubię obserwować zimowe krajobrazy. Z okna, przy grzejniczku rozkręconym na piątkę, a najlepiej przy kominku, opatulona ciepłym kocem.
Są takie obrazy, które podsycają ten zimowy, spokojny nastrój, kiedy wszystko spowite jest białym puchem, a w głowie szumi ciepła herbatka z rumem. Poniżej przedstawiam moje zimowe Top 3:
- Józef Chełmoński, Kuropatwy na śniegu, 1891
Za każdym razem kiedy myślę „zima” to widzę ten obraz. Co może lepiej oddawać zimową zadymkę niż stado kuropatew biegnących po śniegu? W tym obrazie po prostu czuje się mróz. Zawieszone w powietrzu zamarznięte drobinki zamazują kontury dalszych planów. Ptaszki szukając schronienia zostawiają za sobą przeurocze ślady małych kościstych łapek. Piękny, można powiedzieć, ze minimalistyczny pejzaż Chełmońskiego jest jednym z moich ulubionych obrazów w Muzeum Narodowym w Warszawie.
- Bracia Limburg, Przebogate godzinki księcia de Berry
Średniowieczne manuskrypty to moja wielka miłość. Uwielbiam sposób, w jaki wtedy przedstawiano rzeczywistość, pewna umowność obrazów, dymki jak w komiksach, całe obrazy jak komiksy (tak zwany średniowieczny symultanizm), wzrost postaci dopasowany do miejsca w społecznej hierarchii – wszystkie te drobne smaczki bardzo mnie bawią i strasznie lubię je wyszukiwać.
Średniowieczne godzinki były popularnym gadżetem ówczesnych krezusów. Teoretycznie były przeznaczone do prywatnej modlitwy ich właścicieli, jednak te bogato iluminowane stanowiły powód do dumy i świadczyły o zamożności. Dzięki ich nieoficjalnemu charakterowi można w nich znaleźć sceny z życia codziennego gotyckiego dworu.
Przykładem takiej ilustracji codzienności jest karta z kalendarza z Przebogatych godzinek księcia de Berry. W obrazku lutego można zobaczyć typowe czynności dla tego zimowego miesiąca, kiedy wszystko pokryte jest warstwą śniegu. Na obrazie widać domostwo ogrodzone płotem, dalej las, w którym ktoś rąbie drewno na opał, drogę do miasta po której zmierzają (zapewne na targ) wieśniak z objuczonym osłem. W zagrodzie tłoczą się zziębnięte owce, wrony rozdziobują rozsypane na śniegu ziarno, obok jakaś kobieta szczelnie owija się chustą. Zapewne zmierza do chaty, gdzie przy ogniu kominka można ogrzać wszystkie zziębnięte członki, z czego skwapliwie korzystają domownicy (a także kot!) nieskrępowanie ukazując brak bielizny.
Jeżeli tak jak ja lubicie średniowieczne manuskrypty zapraszam na jeden z najstarszych odcinków AIAGI:
- Pieter Bruegel, Zimowy pejzaż z łyżwiarzami i pułapką na ptaki, 1565
Obraz ukazuje zwykłe życie – trochę jak Przebogate godzinki, ale zwiększym rozmachem. Na obrazie widzimy sielski krajobraz – malownicza, niderlandzka wioska jest zupełnie pokryta śniegiem. Zamarzła nawet płynąca przez miejscowość rzeka. Korzystając z tej okoliczności mieszkańcy wyszli z domów i bawią się na zamarzniętym lodzie. Ale Bruegel nie byłby Brueglem gdyby w tej uroczej scenie nie zawarł jakiegoś morału. W prawej części obrazu, na dole znajduje się zrobiona z drzwi pułapka na ptaki – zwabione rozsypanym ziarnem ptactwo ma zostać nimi przytrzaśnięte. W ten sposób Bruegel ostrzega, że niebezpieczne zabawy, mimo że przyjemne, mogą się źle skończyć. Chociaż do mnie ta przestroga nie przemawia jakoś szczególnie silnie i wolę na ten obraz patrzeć jak na po prostu sielską scenkę z życia wioski.
Bruegel namalował kilka takich zimowych dzieł. Jedno z nich, mimo, że wyglądające niewinnie, niesie za sobą przekaz, od którego włos się jeży. O dramatycznej „Rzezi niewiniątek” opowiada ten odcinek AIAGI: