W 2017 roku po raz pierwszy prowadziłam dziennik książkowy, w którym notowałam wszystkie przeczytane książki i jakieś luźne myśli na ich temat. Dzięki temu wiem, że przez 2017 rok przeczytałam 33 książki, wśród których większość była ciekawa, ale trafił się też jeden totalny gniot.
Co jeszcze dało mi prowadzenie książkowego dziennika?
Zauważałam, że kiedy czytam książki na kindle mniej z nich zapamiętuję. Wydaje mi się, że to dlatego, że na kindle nie ma grzbietów, na które można sobie zerkać mimochodem i przypominać jak to było. Przeczytana pozycja „znika” w urządzeniu, nie ma potrzeby do niej wracać. Zapisywanie swoich myśli o książkach pozwala je uporządkować i zapamiętać. Dzięki temu po kilku miesiącach wiem, co irytowało mnie w książkach Eleny Ferrante, a które cytaty z Regulaminu tłoczni win warto zapamiętać. Dzięki notowaniu przekładam trochę wirtualnego ebooka na prawdziwy papier.
A więc jakie były te najciekawsze i najgorsze książki 2017 roku?
GENIALNE POWIEŚCI
W tym roku przeczytałam cztery pozycje (a 7 książek, bo tetralogię Ferrante ujęłam w jednym punkcie), których czytanie było prawdziwą ucztą. Były ciekawe, mądre, skłaniające do refleksji i napisane genialnym językiem. Czyli moje 10/10:
-
Olga Tokarczuk, Prowadź swój pług przez kości umarłych
No cóż. Po prostu Tokarczuk jest genialna, zupełnie serio czekam na dzień, w którym dostanie nagrodę Nobla.
W swoim kajeciku zapisałam: zemsta najlepiej smakuje na wegańsko.
To jest książka pisana z dużym przymrużeniem oka. Główna bohaterka, Janina Duszejko, jest zbzikowaną staruszką, która z horoskopów czerpie wiedzę o otaczającym świecie. Do tego jest żarliwą obrończynią zwierząt i przeciwniczką polowań. W książce świat poznajemy za pomocą myśli Janiny, które są w takim samym stopniu błyskotliwe i zabawne:
W środę o siódmej rano, w styczniu, widać, że świat nie został stworzony dla Człowieka, a na pewno nie ku jego wygodzie i przyjemności.
-
Elena Ferrante, tetralogia neapolitańska
Cykl o dwóch przyjaciółkach zdominował mój styczeń i był fantastyczną odtrutką na zimową pogodę za oknem – w Neapolu jest bardzo gorąco i ten upał wylewa się z książek Ferrante. Wiecej o tych genialnych powieściach pisałam tutaj.
-
John Irving, Regulamin tłoczni win
W zeszycie zanotowałam: ARCYDZIEŁO, GENIALNE <3
Bardzo intensywna akcja, duża liczba postaci, szczegółowość historii sprawiły, że tę książkę czytałam prawie miesiąc. Ale było warto! Tak naprawdę sama rozwlekałam trochę to czytanie, bo chciałam smakować tę powieść powoli, nie chciałam żeby skończyła się zbyt szybko. Książka jest absolutnie cudowna, ciepła, rodzinna (pomimo, że duża jej część rozgrywa się w sierocińcu), ucząca tolerancji i życzliwości. Więcej o tej książce pisałam w tej recenzji.
Był położnikiem: pomagał nowym ludziom przyjść na świat. Wykonywał – jak to mawiano w środowisku lekarskim – „dzieło Boże”. Jednocześnie był specjalistą od aborcji: pomagał niedoszłym matkom wytrwać w świecie. Wykonywał – jak to mawiali jego koledzy – „Szatańską robotę”. Dla Wilbura Larcha dziełem Bożym było i jedno, i drugie. Zgadzał się z panią Maxwell, że „dusza prawdziwego lekarza nie zna granic wyrozumiałości i tolerancji”.
-
John Irving, Jednoroczna wdowa
Ile może być książek, których bohaterami są pisarze? I ilu może być bohaterów – pisarzy w jednej książce? W Jednorocznej wdowie co najmniej czterej bohaterowie parają się pisarstwem, wychodzi im to różnie, a Irving przytacza albo całe książki (powieść w powieści!) albo rozdziały książek pisanych przez bohaterów. U Irvinga chyba najpiękniejsze jest to, że jak bardzo popieprzone nie byłyby jego postacie, to z jego książek zawsze przebija wzajemna troska i miłość.
No i oczywiście stale obecny stan Maine, do którego chyba się w końcu wybiorę jak przeczytam jeszcze jedną książkę Irvinga.
W tej książce znajduje się też fantastyczne motto, którym kieruję się w życiu:
Jeśli jesz czytając powieść, to nie jesteś sam.
POWIEŚCI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ
W moich prywatnych rankingach dostały między 7 a 9, ale z perspektywy roku uważam, że te książki są warte przeczytania i uwagi.
-
Nathan Hill, Niksy
Nathan Hill jest prawie jak Irving, z resztą pisałam o nim ostatnio tutaj. To również wielowątkowa historia. To, co moim zdaniem wyróżnia Nathana Hilla, to genialnie napisane dialogi. Są błyskotliwe, z masą ciętych ripost, a przy tym wszystkim wydają się naturalne (chociaż wiadomo, że nigdy nie będziemy tak błyskotliwi jak bohaterowie powieści).
-
Margaret Atwood, Opowieść Podręcznej
Wolę serial, ale książkę też przeczytałam z zainteresowaniem. Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie, jest to rodzaj dziennika pisanego przez Fredę. Pewne wydarzenia są opowiedziane wprost, a inne tylko zasygnalizowane. Książka skupia się na uczuciach głównej bohaterki w stosunku do opresyjnej, porewolucyjnej rzeczywistości w Stanach Zjednoczonych opanowanych przez skrajnych konserwatystów. Jak dla mnie nieco zbyt egzaltowane to było, nie mniej uważam, że przeczytać warto, a obejrzeć serial trzeba. Więcej o Opowieści pisałam w tym wpisie.
A doszło do tego, że zawiesili konstytucję. Powiedzieli, ze to czasowe. Nawet nie było żadnych demonstracji. Ludzie siedzieli po domach i gapili się w telewizory, czekali na jakieś wskazówki. Nie było nawet żadnego konkretnego wroga, przeciw któremu można by się odwrócić.
-
Marie Benedict, Pani Einstein
Ta książka to przestroga dla wszystkich dziewczyn, że trzeba uciekać z toksycznych związków. A przy tym bardzo ciekawa fikcja stworzona na podstawie nielicznych faktów z życia Milevy Marić, żony Alberta Einsteina. Pod koniec XIX wieku kobieta na uniwersytecie cały czas była czymś wyjątkowym, a co dopiero kobieta na politechnice! Dwudziestoletnia Mileva wymyka się patriarchalnym zasadom, jest piekielnie zdolna i zdeterminowana żeby zostać profesorką fizyki. Czy poznanie roztargnionego i uroczego Alberta jej w tym pomoże? Czy może pomoże raczej Albertowi, który będzie mógł zlecać prace swojej żonie, a następnie podpisywać je własnym nazwiskiem.
Książka przeszła bez większego echa, ale moim zdaniem jest warta uwagi. Więcej o niej pisałam tutaj.
NON FICTION
Czyli trochę na poważnie. Zazwyczaj najbardziej lubię powieści i to takie, które zostawią mnie w dobrym nastroju. Reportaże, biografie, wywiady częstą są dosyć ciężkie i przygnębiające, ale też skłaniające do refleksji i pogłębiające wiedzę o świecie.
-
Katarzyna Tubylewicz, Moraliści
Moim zdaniem to jest lektura obowiązkowa dla wszystkich Europejczyków.
Książka o tym, że wielokulturowość to wiele wyzwań. Bardzo mądre wywiady i opowieści o imigrantach, którzy napłynęli w ostatnich latach do Szwecji. Tubylewicz na chłodno i bez uprzedzeń pokazuje jak wygląda życie muzułmańskich imigrantów, w jaki sposób tworzą społeczności, mniej lub bardziej zamknięte, w miejscach, do których przybywają.
-
Anna Bikont, Sendlerowa. W ukryciu.
Książka głęboko poruszająca. Podczas czytania wszystkie własne problemy stają się małe i nieistotne. Więcej o tej książce pisałam niedawno w tym wpisie. Mam nadzieję, że Anna Bikont dostanie wiele nagród za ogrom pracy, który włożyła w to dzieło.
-
Hanna Krall, Zdążyć przed Panem Bogiem
Wywiad Hanny Krall z Markiem Edelmanem jest chyba lekturą szkolną, ale jakoś mnie ta lektura ominęła. Możee to i dobrze, bo myślę, że teraz więcej zrozumiałam z tej lektury niż zrozumiałabym 10 lat temu w liceum.
Hanna Krall jest znana z tego, że oszczędnie rozdaje słowa. Jej reportaże są gęste i intensywne, nnie ma w nich ani jednej litery ponad to, co jest absolutnie konieczne. Taka też jest jej opowieść o Marku Edelmanie, dlatego jej czytanie wymaga maksymalnego skupienia.
Czytając Zdążyć przed Panem Bogiem trudno uwierzyć, że te koszmary działy się naprawdę. Przecież ktoś wysyłał tych Żydów na śmierć, ktoś traktował ich gorzej niż śmieci i jakoś tak się stało, że pozbycie się Żydów było wiodącą retoryką jednego z europejskich państw. NSDAP wygrało przecież demokratyczne wybory w III Rzeszy.
POEZJA
A także zaskoczenie roku, bo nigdy wcześniej nie czytałam poezji.
-
Miłosz. Szukanie ojczyzny. Katalog wystawy.
Nigdy nie sądziłam, że poezja jest czymś, co mogę czytać z przyjemnością, a tu proszę. Książkę Szukanie ojczyzny znalazłam w hotelu, w którym zatrzymaliśmy się w Wilnie. Codziennie z tego hotelu odbywałam spacer żeby zapłacić za parking (można było zapłacić tylko za 24h) i codziennie do tego parkingu schodziłam po wileńskich „schodach Miłosza”. Schody Miłosza i książka znaleziona w hotelu sprawiły, że uznałam, że to nie mógł być przypadek. Dla mnie ta książka rzuciła nowe światło na postać Miłosza, który z posągu z kanonu lektur, stał się nagle człowiekiem z krwi i kości.
GNIOT ROKU
Nie kupujcie, nie czytajcie, szkoda czasu, nerwów i pieniędzy.
Deyan Sudijc, Język miast
Szkoda życia na kiepskie książki. Dlatego tę pozycję przeczytałam mniej więcej do połowy, a potem tylko przejrzałam żeby utwierdzić się w przekonaniu, że reszta jest taka sama.
Jeżeli szukacie książki, z której dowiecie się czym są miasta, jak powstawały, jak się rozwijały to zdecydowanie to nie jest ta książka. Książka jest chaotycznym zbiorem luźnych anegdot, ciekawostek, przemyśleń na temat różnych miast. Niektóre spośród tych ciekawostek są interesujące, inne są od dawna znane (za to przekazywane w sensacyjny sposób), a jeszcze inne są po prostu nie na temat.
W kajeciku zanotowałam sobie, że tezy autora są średnio związane z rzeczywistością, a autor ma na bakier z historią.
Po tej książce żałowałam, że nie mogę zadzwonić do Anity Boharewicz (Book Reviews by Anita), która do takich okazów ma specjalną czarną rękawiczkę.
A Wy co czytaliście w 2017? Podzielcie się tym co polecacie, a co odradzacie, wrzućcie linki do swoich podsumowań, albo piszcie w komentarzach 🙂