W październiku 2008 roku jako świeżo upieczona studentka poszłam na gościnny wykład architekta Roberta Koniecznego. Występ gwiazdy architektury zapowiadał wtedy młody, wysoki i pewny siebie blondyn. Do siedzącej obok mnie koleżanki powiedziałam wtedy „to musi być jakiś tutejszy vip”, co znaczyło mniej więcej „podoba mi się ten chłopak”. Wtedy widziałam go po raz pierwszy i nie przypuszczałam, że kiedyś, w przyszłości, będziemy razem mieszkać i pracować.
Kiedy wysoka, atrakcyjna blondynka o imieniu Mathilde wchodzi na imprezę, Lotto, który widzi ją wtedy po raz pierwszy w życiu, natychmiast przepycha się przez salę pełną ludzi żeby uklęknąć przed nią i powiedzieć: „wyjdź za mnie”. I Mathilde została jego żoną.
Romantyczne, co nie? I taka właśnie jest książka „Fatum i furia” Lauryn Groff. Jednak jeśli szukacie klasycznego romansu możecie być zawiedzeni.
„Fatum i furia” to historia dwojga ludzi opowiedziana z dwóch perspektyw.
„Lotto – głośny i roztaczający wokół blask, Mathilde – cicha i czujna.”
Lotto
Najpierw, w części „Fatum” poznajemy jego: Lancelot, syn Antoinette i Gawaina. Romantyczne, legendarne imiona odrealniają całą tą historię i czynią narodziny i młodość Lancelota niemal mitologią (dla mnie czasem aż do przesady karykaturalną, ale warto przebrnąć przez ten początek, nawet jeśli może być irytujący). Wychował się na gorącym Południu, które musiał opuścić, kiedy w wyniku jego młodzieńczych wybryków matka postanowiła zapisać go do liceum z internatem na Północy. Tam Lotto uczy się szybko jak korzystać z życia. Mimo, że nie jest przystojny staje się pogromcą niewieścich serc. Aż do czasu kiedy, jak piorun, pojawia się przed nim Mathilde. Szybko biorą ślub i zamieszkują razem. On jest kiepskim aktorem, który nie może znaleźć pracy, ona w milczeniu chwyta się różnych zajęć żeby móc opłacić rachunki. Pewnej nocy on pisze dramat, który okazuje się być wielkim sukcesem i przepustką do sławy i lepszego życia.
Historia z perspektywy Lotta jest pełna romantyzmu, silnych emocji targających zarówno bohaterem jak i czytelnikiem. Jest spontaniczny, czasem dokonuje głupich wyborów, mówi lub robi coś bez zastanowienia. Jednak zawsze może liczyć na nią. Uosobienie stałości, trwałości i bezpieczeństwa.
Mathilde
Od samego początku była dla mnie o wiele bardziej interesująca. Lauren Groff odmalowała portret inteligentnej i silnej kobiety, która trwa w cieniu swojego męża, którego artystyczna dusza nieustannie waha się pomiędzy euforią a depresją. Mathilde jest właściwie synonimem wsparcia. Czytając książkę chciałam jednocześnie mieć taką żonę i być taką żoną. Co ją skłoniło do tego, żeby poświęcić swoją karierę i ambicję? A może to nie jest żadne poświęcenie a świadoma ścieżka „kariery”? Jak (i czy) będąc w cieniu męża realizuje swoje pasje? Tego dowiadujemy się w drugiej części książki o tytule „Furia”.
„Fatum i furia” to poruszająca powieść obyczajowa, autorce w idealnych proporcjach udaje się wymieszać komedię, romans i dramat w takich proporcjach, że podczas czytania można doświadczyć chyba wszystkich uczuć jakie istnieją. Jest tu miłość, przyjaźń, nienawiść, troska, pragnienie zemsty, tęsknota, rywalizacja, złość, nadzieja, szczęście, rozpacz i pogarda. Do tego książka jest napisana pięknym językiem, a autorka ma talent do zabawnych i bardzo obrazowych metafor, jak na przykład ta:
„Mathilde miała uda jak szynki serrano, słone i za twarde”