Na tym zdjęciu jestem kwintesencją mody – w końcu okładka Vogue’a to nie byle co. To była moja pierwsza wizyta na budowie na pierwszym roku studiów (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jako architektka powinnam nosić biały kask). Jednak żebym w ogóle mogła pójść jako studentka na tą budowę musiała dokonać się prawdziwa rewolucja.
W takich chwilach zwykle zaczyna się myśleć o sufrażystkach i początkach ruchów feministycznych. Jednak feminizm jest starszy niż się zazwyczaj wydaje. Być może gdyby nie kobiety, które potrafiły wyłamać się ze schematu i powiedzieć “nie” męskiej dominacji, w czasach kiedy nawet uprawianie sztuki było uważane za zajęcie dla mężczyzn, dziś my nie miałybyśmy szansy żeby walczyć o swoje prawa. Pierwsze feministki nie wiedziały, że są feministkami, ale już w średniowieczu powstawały obrazy, które pokazywały, że kobiety są równe mężczyznom.

Miniatura z “Księgi o Mieście Kobiet”, Christine de Pisan, ok. 1405 r., iluminacja na pergaminie, 12 x 18 cm
Christine de Pisan była prawdopodobnie pierwszą pisarką, która mogła utrzymać siebie i trójkę swoich dzieci z pisania właśnie. Nie byłoby to może tak dziwne, gdyby nie fakt, że rzecz się dzieje w średniowieczu, a to było na długo przed epoką łatwego i szybkiego dostępu do książek i błyskotliwych pisarskich karier. To nie była też epoka znana z szerokich przywilejów dla kobiet – uniwersytety były dostępne prawie wyłącznie dla mężczyzn, a w całej Europie zaczynały płonąć stosy z czarownicami (czyli, umówmy się, kobietami, które po prostu postanowiły żyć inaczej niż inni). Jednak urodzona w 1364 roku Christine zdołała pokonać te trudności i w wieku 25 lat, jako wdowa z trójką dzieci i długami męża w spadku, zaczęła wieść życie na własny rachunek.
Załączony obrazek pochodzi z jednego ze sztandarowych dzieł Christine de Pisan: Księgi o Mieście Kobiet. Na miniaturze Christine została sportretowana dwa razy w dwóch różnych miejscach (co jest częstym średniowiecznym zabiegiem). Za każdym razem można ją rozpoznać jako kobietę w błękitnej sukni z charakterystycznym dla wdowy białym nakryciem głowy. Po lewej stronie scena rozgrywa się we wnętrzu. Christine de Pisan występuje tutaj ze swoim atrybutem – otwartą księgą, która podkreśla profesję postaci. Christine przyjmuje właśnie trzy koronowane damy, które są personifikacjami (od lewej) Rozumu, Prawości i Sprawiedliwości – to są cechy, którymi kierują się kobiety. W scence obok Christine de Pisan wraz z jedną z dam w koronie muruje ścianę, która jest częścią tutułowego Miasta Kobiet. W Mieście znajdują schronienie (i zostają opisane w tekście) znane kobiety z całej historii. Wskazując na ich życiorysy Christine de Pisan pokazuje ważną rolę kobiety w społeczeństwie, pokazuje, że kobiety mogą osiągnąć sukces dokładnie tak samo jak mężczyźni, jeżeli tylko będą miały do tego warunki takie, jakie mają mężczyźni (to w sumie warto powtarzać do dziś).
Artemisia Gentileschi, czyli autorka kolejnego obrazu, to jedna z najbardziej utalentowanych malarek barokowych. Jako jedna z nielicznych kobiet malowała tematy przeznaczone dla mężczyzn, czyli mitologiczne i biblijne. Jednym z takich tematów jest biblijna historia Judyty i Holofernesa.
Dziś biblijną Judytę można by określić słowem „modliszka”. Oto piękna kobieta, w czasie wojny, udaje się do obozu wroga aby rozkochać w sobie wodza, a po upojnej nocy – pozbawić go głowy. Artemisia Gentileschi przedstawia scenę w sposób bardzo sugestywny. Dwie silne i młode kobiety (Judyta i jej służąca) przyszły dokonać zemsty na mężczyźnie, który chce im zagrozić. Kobiety rozwiązują sprawę morderstwa sprytnym sposobem: służąca trzyma wodza tak, aby nie mógł udaremnić zbrodni, natomiast Judyta z zimną krwią precyzyjnie tnie jego szyję ostrym mieczem. Dla Holofernesa już nie ma ratunku – jego krew ścieka strużkami po białej pościeli.
Zemsta na mężczyźnie to temat bardzo osobisty dla Artemisii Gentileschi. W 1611 roku, w wieku 18 lat Artemisia została zgwałcona przez swojego nauczyciela i przyjaciela swojego ojca. Dzięki temu, że była dziewicą można było skierować sprawę do sądu, chociaż i tak zwlekano 9 miesięcy od zdarzenia w nadziei, że gwałciciel zechce ożenić się ze zgwałconą. Podczas procesu, w celu potwierdzenia zeznań, Artemisia była badana ginekologicznie oraz torturowana za pomocą narzędzia nazywanego „zgniataczem kciuków”. W rezultacie procesu gwałciciel został skazany na rok więzienia, kary nigdy nie odbył. No cóż, po czymś takim malowanie dekapitacji Holofernesa było nie tylko ilustrowaniem słynnej historii, ale także marzeniem o sprawiedliwości i solidarności kobiet. Być może właśnie z powodu silnej motywacji osobistej, ten obraz stanowi jedno z najlepszych przedstawień tego tematu (o ile nie najlepsze) w całej historii malarstwa.
Judith Leyster to też malarka barokowa, ale nie włoska, a niderlandzka. Co czyni ją wyjątkową? Była pierwszą kobietą w historii, którą przyjęto do amsterdamskiej gildii św. Łukasza, co było przepustką do praktykowania zawodu malarza. Autoportret, który jest powyżej, namalowała mniej więcej rok po tym fakcie, kiedy miała 21 lat. Sama ukazana scena wydaje się być bardzo naturalna i spontaniczna: artystka przerywa swoją pracę i odwraca się do widza (czyli w tym przypadku do samej siebie – w końcu to autoportret), bo chce coś opowiedzieć. Widać, że praca została przerwana nie na kilka sekund, a na nieco dłużej – łokieć wygodnie opiera się o poręcz fotela. Sama kompozycja obrazu jest bardzo intymna – namalowana postać jest blisko widza, wręcz wychodzi do przodu poza ramy. W swoim autoportrecie Judith jest ubrana bardzo elegancko – raczej nie ubierała się tak do pracy, jednak właśnie taka chce się nam zaprezentować. Jest kobietą pracującą, którą stać na modne stroje i która jest dumna z tego, co robi.
I, drogie Dziewczyny, tak właśnie powinnyśmy wyglądać zawsze! Na portrecie Judith jest pewna siebie, pewna swojego talentu, zadowolona i wyluzowana. Jest kobietą wykonującą męski zawód, jednak wie, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu i nie da się z tego miejsca przegonić. Swoją drogą, ciekawe kto dziś byłby skłonny powiedzieć, że malowanie to zajęcie tylko dla prawdziwych facetów? Kobieta może kwiatki, może portreciki sobie pomalować dla rozrywki, ale za poważne tematy niech się lepiej nie zabiera. No spójrzcie sami jak to niepoważnie dzisiaj brzmi. Za parę lat tak samo niepoważnie będzie brzmiało to, że jakiś biskup wie lepiej od kobiety, co jest dla niej dobre. Chociaż hola, hola, to już dziś brzmi wystarczająco kuriozalnie.