W ostatnim czasie miałam dość ponury nastrój. Czułam, że z każdej strony otaczają mnie same złe wiadomości. I chociaż po krótkim zastanowieniu zawsze stwierdzałam, że generalnie wszystko się układa dobrze, to jednak atakujące zewsząd sensacyjne tytuły sprawiały, że czułam się przytłoczona problemami ludzkości i przeświadczona, że świat jest jednym wielkim bałaganem, którego nikt nie zdoła posprzątać. Pewnie tak jest, ale po co się tym zadręczać na co dzień? Przecież nic w tej sprawie nie mogę zrobić ¯\_(ツ)_/¯
Po co mi te wszystkie fanpejdże?
Przejmowanie się rzeczami, na które nie ma się wpływu jest totalnie bez sensu. Dlatego szybko zdiagnozowałam swój problem – zbyt dużo niefajnych newsów. A także winowajcę – media społecznościowe, głównie Facebook (Zuckerberg ma sporo za uszami!). Pomyślałam sobie „hej, po co mi te wszystkie profile? Żeby się jeszcze bardziej dołować? No heloł!”. Wolę u siebie oglądać to, co pozytywne, łądne, miłe i śmieszne! Od bieżących informacji i sensacji mam strony z newsami, na które w każdej chwili mogę wejść. Wiem, które media są wiarygodne, co chcę przeczytać, nie muszę obserwować ich fanpejdży. Dlatego zaczęłam wielką akcję oczyszczania.
Wielkie porządki
Odlajkowywanie stron dało mi wieeelką satysfakcję (chociaż w wielu przypadkach to nie było zupełne “odlubienie” tylko zaprzestanie obserwowania, co też Facebook w swej dobroci oferuje, a skoro oferuje to trzeba z tego korzystać).
Kryterium kliknięcia unfollow było bardzo proste – czy to co widzę wzbudza we mnie pozytywne czy negatywne emocje? Jeśli te drugie to musimy się pożegnać. W pierwszej chwili wyleciały wszystkie strony polityczne – oczywista oczywistość, potem wszystkie satyryczne nawiązujące do polityki i budzące raczej szyderczy uśmiech (papa Sztuczne Fiołki). Z mojej tablicy zniknęły niektóre organizacje, które cały czas lubię i popieram, ale np. smutne sytuacje, z którymi się mierzą za bardzo mnie dołowały. Przestałam też obserwować cenionych przeze mnie pisarzy i publicystów – wystarczy, że czytam ich książki, nie muszę poza tym wgryzać się z nimi w problemy pierwszego świata roztrząsane na fejsie. Firmy odzieżowe poleciały, bo mam już ubrania, profil Rihanny za to, że wypuszcza chyba same reklamy rzeczy, których nie potrzebuję. Na 30 dni zawiesiłam widoczność wpisów niektórych znajomych. Opuściłam też wiele grup – dramy wydarzą się i beze mnie.
Co zostało? Samo dobro.
Na przykład Pieseł, który zawsze potrafi wzbudzić mój uśmiech i jest wyłącznie pozytywny.
Mam też pięknie malowane turkusowe ptaki i wspaniałe wnętrza od Gennine’s Art
Przypomniałam sobie świetne DIY, które tworzy Geneva z bloga A Pair and A Spare
Widzę, co ostatnio przeczytała Olga – pożeraczka książek z Wielkiego Buka
Kinga wciąż przypomina mi o tym, że herbata i koty łagodzą obyczaje
Asana Rebel pokazuje jak fantastycznie się wygląda ćwicząc jogę (ich filmiki są jak miód)
A brytyjska rodzina królewska nadaje mojej fejsbukowej ścianie klasy i dystyngowania
W obserwowanych profilach mam tylko to, co mnie relaksuje – książki, piękne obrazki i przedmioty, zachwycające widoki i trochę dobrej architektury.
Aha, no i najważniejsze, okazało się, że oprócz fanpejdży na fejsie ma się też znajomych i nagle ich wpisy też znalazły się jakimś cudem na widoku.
Jak to wpłynęło na moje samopoczucie?
Kiedy otwieram fejsa nie nakręcam swoich negatywnych emocji. Mam tam tylko piękno, kreatywność i inspirację.