W tym roku pewnie niewiele osób z wypiekami na twarzy będzie czekać do 6 rano żeby zobaczyć kto zgarnie tego najważniejszego Oscara. Zdecydowanym faworytem jest La La Land, jednak Oscary lubią płatać figle, więc kto wie. Na wszelki wypadek obejrzałam też inne nominowane filmy, więc gdyby jutro ktoś zapytał dlaczego to właśnie TO COŚ wygrało, to odpowiedź znajdziecie w tym wpisie.
La La Land
Dlaczego wygra? Bo jest pozornie lekki i błahy, ale po obejrzeniu go każdy zastanawia się nad decyzjami, które podjął w życiu. Jest jednocześnie słodki, gorzki i melancholijny. Ma happy end i jednocześnie go nie ma. Śmiejemy się na nim, żeby chwilę później wzruszyć się do łez. Jest trochę retro – muzyka, stroje, sposób nagrywania, a jednocześnie dzieje się współcześnie i jest współczesny. Porusza uniwersalny problem – czy warto gonić za marzeniami i ile to może kosztować. Z jednej strony jest musicalem, z drugiej piosenek nie ma w nim wcale dużo. Ma widowiskowe sceny choreograficzne, ale z drugiej strony często jest bardzo intymny. Dawno nie było filmu, który byłby tak trudny do zaszufladkowania. Do tego cała wizualna perfekcja – od kostiumów, po pracę kamery i grę aktorską. To po prostu jest majstersztyk.
Dlaczego nie wygra? Być może oscarowa kapituła uzna, że La La Land jest zbyt uniwersalny i teraz należałoby nagrodzić film mniej popularny, bardziej nakierowany na np. problemy mniejszości narodowych? Tak naprawdę nie ma powodu żeby ten film nie wygrał.
Manchester by the sea
Dlaczego wygra? To intymny dramat psychologiczny o introwertyku. Dawka emocji jaką jesteśmy uderzeni w kinie jest ogromna. Po śmierci brata, Lee musi wrócić do Manchesteru żeby zająć się swoim bratankiem. W miarę upływu akcji problemy zaczynają się mnożyć, a na każdym kroku pojawiają się dramatyczne wspomnienia, które zmusiły głównego bohatera do opuszczenia miasta. To film o raczeniu sobie w ekstremalnych sytuacjach, o zmaganiu się ze swoimi emocjami, o trudności wyrażania uczuć.
Dlaczego nie wygra? To nie jest film dla szerokiej publiczności. To intymny dramat, z pięknymi zdjęciami i doskonałym aktorstwem, jednak mało uniwersalny. Ilość tragicznych wydarzeń na osobę jest tu tak wielka, że może przytłaczać widzów i czynić film trudnym w odbiorze.
Nowy początek
Dlaczego wygra? Bo to piękny film o wieży Babel przyszłości. Jak porozumieć się z kimś, kto nie tylo nie mówi tym samym językiem, ale do tego nawet nie jest człowiekiem, a jego sposób komunikacji jest zupełnie inny? Film jest nie tyle o kosmitach, co o tym jak znaleźć „wspólny język”, a to pytanie jest bardzo aktualne w kontekście rządów Trumpa i innych populistów, którzy po kolei przejmują władzę w kolejnych zachodnich krajach. Jak z nimi rozmawiać? Oczywiście, jak każdy tego typu film jest filozoficzny i zadaje pytanie o sens naszego istnienia i takie tam. Oryginalne jest tutaj też nieliniowe prowadzenie akcji.
Dlaczego nie wygra? Film science-fiction jeszcze nigdy nie dostał Oscara za najlepszy film, skoro Akademia do tej pory takich nie wybierała, to czemu teraz miałoby być inaczej?
Lion. Droga do domu.
Dlaczego wygra? Wyciskacz łez. Film opowiada niesamowitą historię o chłopcu, który najpierw niechcący odjechał pociągiem ze swojego rodzinnego miasta, znalazł się 1600km dalej, trafił tam do sierocińca, został adoptowany przez parę z innego kontynentu, by po 25 latach przypomnieć sobie swoje prawdziwe pochodzenie i odnaleźć dom. Całą opowieść przekazana jest pięknymi, szerokimi ujęciami. Widowiskowo i wzruszająco.
Dlaczego nie wygra? Wyciskacze łez często uznawane są za zbyt sentymentalne, nawet dla członków Akademii ?
Moonlight
Dlaczego wygra? Nie tylko dlatego, że jest „o czarnych”, bo wbrew pozorom historia jest dość uniwersalna. Moonlight to opowieść o chłopaku, który może czuć się najbardziej wykluczonym i niepasującym do społeczeństwa Amerykaninem. Jest czarnoskóry, wychowuje go matka narkomanka i zaprzyjaźniony diler narkotyków, w takim otoczeniu dość trudno być gejem. Jest to intymna historia opowiedziana w intymny sposób, kręcona w bardzo bliskich planach, często w zwolnionym tempie. Historia opowiedziana jest trochę mimochodem, przez sytuacje z codziennego życia. Jako widzowie czujemy bliskość Chirona i razem z nim poddajemy się trudnym emocjom, z którymi musi się mierzyć.
Dlaczego nie wygra? To nie jest mój ulubiony film z tego zestawienia. Irytowały mnie w nim ujęcia w zwolnionym tempie, a sceny, gdzie bohaterowie wymieniają spojrzenia trochę mi się dłużyły. Moim zdaniem muzyka nadawała scenom niepotrzebnego patosu. To nie jest film dla każdego i to nie był też film dla mnie. A Oscary jednak lubią to, co podoba się wszystkim.
Ukryte działania
Dlaczego wygra? Bo to ciepły, rodzinny film. Nie dość, że ten film opowiada o czarnoskórych, to jeszcze o pomijanych w historii kobietach. Historia trzech koleżanek reprezentuje wkład kobiet w amerykański podbój kosmosu. Ten film rozprawia się z jeszcze jednym krzywdzącym stereotypem, że matematyka nie jest dla dziewczyn. Otóż nic bardziej mylnego, to głównie kobiety były obliczeniowymi mózgami NASA zanim upowszechniono komputer, a wtedy to kobiety były pierwszymi programistkami. Ten film może zachęcić niejedną młodą dziewczynę do zainteresowania się inżynierią, a takie coś zawsze warto promować.
Dlaczego nie wygra? Film nie zasługuje na Oscara, bo jest po prostu przeciętnie zrealizowany. I niestety, ale historia, jeśli spojrzeć na szczegóły, nie trzyma się kupy. Równania rozpisywane przez Katherine Johnson nie są szczególnie skomplikowane i raczej nie dotyczą kosmicznych podróży, to jedynie gadżet potraktowany w filmie jak scenografia. A propos scenografii – w filmie nie używa się w ogóle suwaka logarytmicznego! Tak więc matematyka została potraktowana mocno po łebkach. Historie kobiet nie zgadzają się co do dat i zakresu działań. Sam film ma dość kiepski scenariusz, postacie są przerysowane i jak dla mnie trochę brakuje jakiś głębszych emocji. Życie czarnoskórych, wykształconych kobiet w latach 60. XX wieku było okropne, cała ta segregacja osób “kolorowych” dziś wydaje się obrzydliwa, jednak “Ukryte działania” to jeszcze nie jest ten film, który tymi problemami zmiękczy najtwardsze serca.
Fences
Film bez polskiej dystrybucji. Nie wiem, czy można go było gdzieś zobaczyć. W ciągu ostatnich dwóch tygodni starałam się śledzić repertuar warszawskich kin pod kątem tego filmu i chyba nie było możliwości go obejrzeć. Szkoda, bo podobno kreacje Violi Davis i Danzela Washingtona są świetne.
Aż do piekła
Dlaczego wygra? Tutaj pytanie powinno brzmieć raczej – dlaczego warto obejrzeć ten film? Bo chyba nikt nie ma złudzeń, że ten współczesny western Oscara za najlepszy film raczej nie zgarnie. A więc, dlaczego warto obejrzeć? Mamy tutaj dwa bardzo ciekawe duety – policjantów i bandytów. Akcja nie jest szybka, ale trzyma w napięciu, szczególnie od momentu, kiedy wszystko przestaje iść zgodnie z bandyckim planem.
Dlaczego nie wygra? Film jest dość dobry, ale niezbyt oryginalny. Każdy już widział w kinie podobną historię. To typowy film, który można obejrzeć wieczorem do wina i przekąsek, a następnego dnia w ogóle o nim nie pamiętać. Jak na Oscara to trochę za mało.
Przełęcz ocalonych
Dlaczego wygra? Film opowiada historię Desmonda Dossa, bohatera II wojny światowej, który był pierwszym żołnierzem, który poszedł na pole bitwy bez broni. Chciał się przydać jedynie jako medyk, ratujący rannych. I to mu się udało, własnymi rękami wyniósł z pola bitwy 75 żołnierzy.
Dlaczego nie wygra? Nie wygra, bo jest tak pompatyczny, że niemal nie da się go oglądać. Desmond jest przedstawiony jako święty, podobnie jak jego żona. A filmy o świętych są po prostu nudne i niewiarygodne. Ten film od nudy wyzwala jedynie bitewna zawierucha, która z kolei była do bólu naturalistyczna. Flaki i mózgi walały się po polu bitwy, każdy kontakt ze zwłokami okraszony był charakterystycznym mlaśnięciem, wszystko to było o krok od parodii. Bohater to dobry chrześcijanin, biały Amerykanin, heteroseksualny z cnotliwą żoną, do tego ratuje amerykańskich żołnierzy, w filmie tryska krew i jest dużo wybuchów – typuję, że dla Donalda Trumpa to byłby numer 1.
A poza najlepszą kategorią to myślę, że Natalie Portman zasłużyła na Oscara za rolę Jackie Kennedy, a Casey Afflec za minimalistyczną kreację Lee w Manchester by the sea. W Manchesterze bardzo podobał mi się również Lucas Hedges grający nastoletniego Patricka. Zachwyciły mnie idealnie skrojone stroje w filmie Jackie, ale sukienki z La La Landu sama chciałabym nosić, więc w kwestii kostiumów jestem rozdarta. Kategorii „najlepszy reżyser” nie potrafię rozróżnić od „najlepszy film” tylko na podstawie samego filmu, więc poza Melem Gibsonem wszyscy mi się w miarę podobają. Scenografia była piękna w La La Land (a co tam nie było piękne?), ale poważnym kandydatem jest dla mnie „Hail, Caesar”. I wiadomo, że najlepsza piosenka to piosenka z La La Land, jak dla mnie wygrywa „Audition” Emmy Stone, bez niej ten film nie mógłby istnieć.
A wy, jakich macie faworytów na dzisiejszą noc?