Tytuł jest frapujący, wpisuje się w modny nurt minimalizmu – skoro wydajemy pismo, to czemu nazywać je inaczej? Okładka intryguje ciekawą grafiką z pasażerami tłoczącymi się w tramwaju. Pismo na pierwszy rzut oka wygląda bardzo mieszczańsko, trochę snobistycznie, artystycznie, intelektualnie, świetnie komponuje się na instagramowych fotkach. A co znajdziemy w środku?
W ogóle na wstępie muszę napisać, że bardzo się ucieszyłam, że powstał nowy magazyn kulturalny, w którym będą teksty do czytania i do pozastanawiania się. Kiedy przestałam kupować Książki. Magazyn do czytania (po tym jak na jaw wyszło chamstwo Rudnickiego, a redakcja kompletnie to zignorowała, nie jestem w stanie sięgnąć po tę gazetę bez obrzydzenia) okazało się, że półka z prasą nie ma mi zbyt wiele do zaoferowania. Niszowe pisma kulturalno – literackie przeważnie są tak nadęte, że nie da się ich czytać. Z kolei w prasie polityczno-społecznej większość objętości zajmują bieżące sprawy polskiej polityki. Wiadomo, ludzie chcą czytać o tym, co jest im bliskie, jednak raz na jakiś czas fajnie jest wyjrzeć poza własne podwórko. Dlatego cieszę się, że nadeszło Pismo.
Mieszczański wygląd okładki jest nieprzypadkowy, bo już we wstępniaku redaktor naczelny Piotr Nestorowicz deklaruje, że inspiracją do stworzenia Pisma był The New Yorker. Stąd w Piśmie długie teksty, artystyczne ilustracje i suche żarty, których sens chyba na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Pierwszy numer magazynu przeczytałam od deski do deski w nieco ponad dwa tygodnie. Co w nim znalazłam?
Fascynujące reportaże
Bartek Sabela „Jądro Chciwości” – świetny reportaż o handlu złotem w Demokratycznej Republice Konga. Jeżeli interesuje was mało etyczny, bardzo niebezpieczny, ale być może dość dochodowy biznes w samym środku Afryki to Bartek Sabela sprzedaje tu pewne know-how. 9/10
Ewa Wolkanowska – Kołodziej „Więźniowie czwartego piętra” – niezwykle przejmujący reportaż o osobach, których problemy z poruszaniem się powodują ich wykluczenie z aktywności społecznej. Najbardziej poruszające były relacje z osiedla, gdzie reporterka pytała mieszkańców co sądzą o trudnej sytuacji swoich niedołężnych sąsiadów, którzy nie są w stanie zejść po schodach, w odpowiedzi słyszała, ze „na naszym osiedlu nie ma takich osób”. 9/10
Łukasz Lamża „Każdy chce być stworzycielem” – artykuł popularyzujący biotechnologię. O tym, że zmiana w kodzie DNA jest w stanie sprawić, że komary nie będą przenosiły malarii, a kapusta może smakować jak brokuł. W tle oszałamiających odkryć genetycznych odbywa się walka wizerunkowa między naukowcami o to, komu przypadnie laur wynalazcy. 8/10
Tomasz Kamiński „Pieniądze w służbie chińskiej dyplomacji” – jak Chińczycy podbijają świat? Chińską grą w Go, która polega na tym żeby przeciwnika pozbawić możliwości ruchu. To tak w skrócie. Artykuł równie dobrze mógłby się ukazać w Economiście. 8/10
Dwa opowiadania
Ignacy Karpowicz „Mały fiat skapywał na podwórku” – to opowiadanie przeczytałam jako pierwsze, zaraz po wstępniaku. Tekst jest napisany bardzo obrazowo, można się wczuć w małego chłopczyka liżącego psią łapę słoną od brudu (fuj) i jedzącego mrówki na podwórku (fuj fuj fuj). Ogólnie opowiadanie mimo że nie rzuca na kolana to jest całkiem niezłe, szczególnie porównując do drugiego. 6/10
Weronika Murek „Fabryka – Pudełeńko” – niespecjalnie lubię realizm magiczny, bo często wydaje mi się zbyt wydumany. I takie właśnie jest opowiadanie Weroniki Murek. Być może wielbicielom stylu się spodoba. 1.5/10
Przedruk z New Yorkera
David Remnick „Hillary Clinton nie zamierza odejść” – czyta się to jak niezły kryminał. Razem z autorem dochodzimy do tego „co się stało?”. Wypowiedzi Hillary przemieszane są z opiniami o niej, z tym jak to, co robi jest odbierane przez społeczeństwo. Fascynująca lektura. Jeden z ciekawszych tekstów w numerze, a do tego okraszony najlepszą ilustracją tego numeru. 9/10
Teksty, o których myślę raz dobrze, a raz źle
Marcin Król „Nowy analfabetyzm” – nie zgadzam się z założeniem, że w dzisiejszych czasach ludzie nie czytają szczególnie grubych powieści, a najbardziej nie czytają klasyki, bo interesuje ich tylko współczesność. No więc po pierwsze – to jeśli chodzi o tę klasykę to na pewno nie można powiedzieć, że czyta ją coraz mniej osób skoro w XIX wieku, kiedy ta literatura powstawała większość ludzi w ogóle nie potrafiła czytać. A co do grubych powieści, to wydaje się, że takie właśnie są najpopularniejsze – chociażby ostatnio opisane przeze mnie Niksy, książki Donny Tartt, pięciotomowa Moja Walka Ove Knausgarda itd.. Jednak w dalszej części eseju z tych argumentów Król wyciąga bardzo interesujące i moim zdaniem słuszne wnioski. Żyjemy w czasach kiedy opinia ma większą wartość niż wiedza i tak naprawdę wszystkich bardziej interesuje czyjeś zdanie jakiś temat, niż czy ten temat jest prawdziwy. W ten sposób faktycznie jesteśmy analfabetami, bo jako społeczeństwa nie interesuje nas krytyczna analiza poparta obszerną bibliografią. Pytanie brzmi – co możemy z tym zrobić? 7/10
Karolina Lewestam „Dzień, w którym nie pogłaskałam kota” – chyba wiem o co chodzi autorce – o codzienne moralne dylematy między moralnością a wygodą. Niestety, problemy z tego tekstu są tak wydumane, że nie byłam w stanie uwierzyć, że ktoś naprawdę może takie mieć (np. tytułowe poczucie winy z powodu niepogłaskania kota –wtf?!). Do tego artykuł dostał chyba najbrzydszą ilustrację 🙁 3/10
Felieton
Felieton Sylwii Chutnik – krótki, zabawny, taki jak powinien być felieton. 7/10
Jeden fatalny bubel!!!
Jędrzej Malko „Dochód gwarantowany: panaceum czy iluzja?” – Można mieć różne opinie na temat dochodu gwarantowanego. Jedni powiedzą, że dopiero takie rozwiązanie zapewni równość wszystkim obywatelom, przeciwnicy będą głosić, że rozleniwia i jest zbyt kosztowny. W tekście znajdziemy spojrzenie z tych dwóch stron, co jest dosyć ciekawe. A przynajmniej czytałam to z zainteresowaniem dopóki nie trafiłam na akapit kompletnie wypaczający historię. Bo w jaki sposób życie pańszczyźnianych chłopów można opisać jako „ rolnicze kooperatywy działające w granicach wyznaczonych przez feudałów”?! No to jest po prostu totalna bzdura, która niestety ukazała się drukiem. Jest tego więcej: „Poza nielicznymi miastami ludzie nie żyli z pracy najemnej” – tutaj można się zgodzić, rzeczywiście nie żyli z pracy najemnej, bo z ich przymusowej pracy żył pan, a oni ledwo wegetowali. Do połowy XVIII wieku zabicie chłopa przez pana nie było w ogóle przestępstwem. „Wcześniej to nie rynek, a społeczność chroniła swoich członków przed głodem i nędzą” – tutaj wracam do początku akapitu żeby sobie przypomnieć o jakie społeczoności chodziło autorowi, bo być może wcale nie o chłopstwo, których byt był zależny wyłącznie od feudała. No cóż, jak byk jest napisane, że chodzi o gospodarkę europejską. Polecam autorowi hasło „pańszczyzna” w Wikipedii jako punkt wyjścia do dalszych poszukiwań o tym jak działały te średniowieczne „kooperatywy”, których idyllę zniszczył przebrzydły kapitalizm (cytat z artykułu: „Masowa urbanizacja wyzwoliła jednostkę z przymusu respektowania tradycyjnych nakazów, ale zarazem skazała ją na pracę najemną jako jedyny sposób uniknięcia nędzy.”). -1/10