Ateistka, członkini PZPR, trzykrotnie wyszła za mąż, jednak miała tylko dwóch mężów, za to trójkę swoich dzieci i niezliczoną ilość tych, którym pomogła opuścić getto.
Pamiętamy ją jako dobrotliwą, uśmiechniętą staruszkę, która bohatersko wyprowadziła z warszawskiego getta 2500 dzieci. Muszę przyznać, ze jej niemal uświęcona postać nigdy nie wydawała mi się szczególnie interesująca. Bohaterska i godna szacunku, owszem, ale nieszczególnie intrygująca. Prawdopodobnie nie sięgnęłabym i po tę najnowszą biografię gdyby nie to, że była dodatkiem do Polityki. I wiele bym straciła.
Biografia wciągnęła mnie od pierwszej strony. Przez tydzień zabierałam tą książkę ze sobą dosłownie wszędzie, bo a nuż uda się urwać jakieś 10 minut w poczekalni i przeczytać choć kilka stron. Anna Bikont strzepuje słodką posypkę z postaci Ireny Sendlerowej i to, co zostaje pod spodem, to prawdziwa bohaterka z krwi i kości. Działając w Żegocie nie uratowała 2500 żydowskich dzieci. Bikont dowodzi, że byłoby to niemożliwe, skoro w całej Polsce wojnę przeżyło zaledwie 5000. Jednak liczby nie mają tu tak wielkiego znaczenia, bo Sendlerowa uratowała dokładnie tyle istnień ile mogła i włożyła w to heroiczną pracę. W czasie wojny natrafienie na Irenę Sendler znacząco zwiększało szanse na przeżycie. Sendlerowa nie zajmowała się wyprowadzaniem dzieci z getta osobiście. Zajmowała się raczej logistyką – jak wydostać dziecko z getta, kto później może się nim zaopiekować, skąd wziąć fundusze na utrzymanie poza gettem i na kolejne okupy dla szmalcowników. Książka Bikont pokazuje, że antysemityzm był w Polsce przed wojną, w czasie wojny (dramatyczne są wspomnienia osób widzących radość Polaków z widoku płonącego getta…) i po wojnie.
W książce Sendlerowa. W ukryciu samej Sendlerowej jest nie za wiele. Jej historia została opowiedziana poprzez historie osób, którym jako dzieciom udało się opuścić warszawskie getto, przy różnym wkładzie Ireny Sendlerowej. Te relacje chwytają za serce i zostają na długo, jak na przykład opisy tego jak Żydzi szukając schronienia uciekali z jednego getta, aby dostać się do innego (na przykład z Warszawy do Białegostoku), bo nie znali nikogo po aryjskiej stronie, za to w tym innym getcie mieli znajomych lub rodzinę, z którymi mogli dzielić niedolę. Irena Sendler przez działalność w Żegocie załatwiała aryjskich opiekunów dla tych, którzy nie mieli nikogo. Oczywiście nie działała sama. Sendlerowa. W ukryciu to też historia pracowniczek Żegoty, wielu dzielnych kobiet, które z narażeniem życia organizowały pomoc dla bezbronnych dzieci.
W książce Anny Bikont na wielu stronach przypisy zajmują więcej miejsca niż właściwy tekst biografii. Widać ogrom włożonej pracy, godziny spędzone na przeglądaniach archiwów i rozmowach. Mimo tego, czytało mi się ją świetnie. Wręcz jak dobry thriller, tym bardziej przerażający, że wydarzył się naprawdę (przypisy co chwila boleśnie przypominają o prawdziwości przytoczonych opowieści). Kolejne historie są wstrząsające, pozornie nie są ze sobą powiązane, ale razem dają obraz skomplikowanego systemu ratowania Żydów od Zagłady. A po wojnie – radzenia sobie ze swoimi wspomnieniami i nową rzeczywistością.
Rok 2018 został ogłoszony przez Sejm rokiem Ireny Sendlerowej. Więc jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o patronce przyszłego roku, a przy okazji spędzić kilka chłodnych wieczorów na wzruszeniu i refleksji, sięgnijcie po Sendlerową Anny Bikont, a nie będziecie żałować.