Czyli film o tym czy dało się przewidzieć kryzys w 2008 roku?
W The Big Short reżyser Adam McKey przedstawia trzy równoległe historie osób, które przewidziały kryzys na długo przed 2008 rokiem i postaowiły na nim skorzystać. Jednym z bohaterów jest Michael Burry (grany przez Christana Bale’a) – menadżer funduszu hedgingowego, który jako jedyny przeanalizował w pełni sytuację na rynku kredytów hipotecznych i przewiduje jego załamanie na drugi kwartał 2007 roku. O jego podejrzeniach dowiadują się kolejne osoby, które również nie darzą rynku bezgranicznym zaufaniem i również postanawiają obstawiać kryzys.
Bardzo dokładnie pokazano jak wyglądały Stany Zjednoczone tuż przed kryzysem – niespłacane kredyty, kierowcy autobusów mieszkający w willach z basenami, prostytutki, które swoją pracą są w stanie zarobić na kilka domów, oczywiście na kredyt. Taki niepochamowany konsumpcjonizm i życie ponad stan musiały źle się skończyć.
Mocną stroną filmu jest obsada. Właściwie każdy gra tutaj świetnie, chociaż moim zdaniem najbardziej ze wszystkich wybija się Christian Bale. Wciela się on w postać ekscentryka i socjopaty i jest w tym tak przekonujący, że aż obrzydliwy – bose stopy, brudny t-shirt, dziwne miny, fuj. Kolejną postacią wartą uwagi jest wybuchowy Mark Baum (w tej roli Steve Carell), szef innego funduszu, który z całą mocą prowadzi krucjatę przeciwko wszechobecnej hipokryzji. W filmie gra też Ryan Gosling, jednak w przeciwieństwie do innych jego ról, nie gra tutaj przystojnego kolesia, lecz śliskiego typka z koszmarną fryzurą.
Minusem są dla mnie zdjęcia. Ujęcia są kręcone z ręki na bardzo bliskich planach, kamera cały czas się rusza, a sceny są bardzo krótkie. Pewnie chodziło o uzyskanie dynamiki w dość statycznym filmie, jednak moim zdaniem ten sposób zdjęć i montażu utrudnia odbiór filmu. Mi w pewnym momencie zaczęło się kręcić w głowie. Można się do tego przyzwyczaić, ale jest to dość irytujące.
Film przedstawia skomplikowane mechanizmy ekonomiczne, o których zwykli ludzie, nie-ekonomiści nie mają zazwyczaj pojęcia. Jednak komediowa konwencja filmu i bardzo duży walor popularyzatorski sprawiają, że wiedza ekonomiczna przedstawiona jest bardzo przystępnie. Dialogi zostały poprowadzone w taki sposób, że nawet kompletny laik ekonomiczny pojmie o co chodzi. Sceny poprzetykane są zabawnymi memami i cytatami zapowiadającymi kolejne rozdziały historii. Dodatkowo twórcy zastosowali ciekawy zabieg służący wyjaśnieniu trudnych pojęć bankowych: przerywniki w postaci scen ze znanymi postaciami, które podają przystępne definicje i przykłady zwracając się wprost do widza. Te dygresje mają jeszcze jedną zaletę: działają jak żart lub anegdota w czasie wykładu – utrzymują uwagę widza przez cały film na stałym poziomie.
Każdy kto widział The Big Short trzy razy się zastanowi czy na pewno chce wziąć kredyt albo inwestować w mające przynieść złote zyski fundusze. Jest to ciekawa i przystępna lekcja ekonomii, na którą obowiązkowo powinny chodzić wycieczki szkolne.
Moja ocena: 7/10